
Asfaltowa droga wiodła pod górę przez martwy las. Po obu jej stronach wznosiły się kikuty uschniętych drzew, nagich i szarych. Ze stojących jeszcze pni sterczały ostre i krótkie jak igły gałęzie. Pnie już zwalone leżały w poprzek, tworząc kolczastą zaporę nie do przejścia. Możesz iść, zdawały się mówić, ale tylko tam, pod górę. Innej drogi…
Byli tam chyba wszyscy mieszkańcy miasteczka. Kolorowy, rozgadany tłum zgromadził się na chodnikach wzdłuż głównej ulicy. Wszyscy na coś czekali, czegoś wypatrywali. W powietrzu było czuć zapach kwitnących drzew i nawet spływający z gór zimny wiatr nie mógł powstrzymać unoszącego się wszędzie wrażenia, że wreszcie przyszła wiosna.